Borówki, borówki, borówki….
Sobota. Chłopaki wstają o 8:00 rano. Mamy od znajomych propozycję pojechania na piknik rodzinny, ale Stasiu dzień wcześniej mówi o górach. OK, no więc góry. Wybór pada na Jasień. Dwa tygodnie wcześniej byłem tam ze znajomymi i widziałem sporo borówek. Właściwie były tam nieprzebrane ilości borówek. Nasze dzieci, tak jak chyba wszystkie, uwielbiają te owoce. Nie trzeba było ich namawiać. Wyzbieraliśmy się tak, że około 10:30 byliśmy już w samochodzie gotowi do jazdy. Niestety, po drodze złapał nas korek – z godziny jazdy zrobiło się 1,5 h. W takich sytuacjach jak zwykle pod koniec jazdy chłopcy marudzili i chcieli wysiadać, ale ostatecznie dojechaliśmy na miejsce.
Na Jasień zawsze wychodzę żółtym szlakiem. Można zacząć go z Rzek, co jak na dzieci byłoby zbyt długą trasą. Można też wybrać opcję na skróty i zacząć z przełęczy Przysłopek. Parkuje się tam tam na łące, ale trzeba uważać, żeby nie tamować przejazdu, bo zwożą tamtędy drzewo.
Na drogę wzięliśmy ze sobą nosidło turystyczne, ale ze względu na to, że Jaś przez całą drogę miał fioletowe ręce od borówek, nie użyliśmy go. Ku naszemu zdziwieniu zarówno Staś jak i Jaś dali sobie radę z trasą. Trzeba ich było tylko odciągać od krzaków borówki, które rosną tam praktycznie na całej długości szlaku. Co około 20 metrów zatrzymywali się i jedli, a my przekonywaliśmy ich, że na górze jest ich jeszcze więcej.
Ostatecznie udało nam się dojść na szczyt. Tam borówki rosły dosłownie wszędzie. Kilka osób zbierało je, aby później sprzedać przy drodze. Pod szczytem Jasienia stoi stara pasterska chata. Można się w niej przespać zamiast dźwigać ze sobą namiot. Często można w niej spotkać także turystów. Przed chatą znajduje się palenisko, a nawet ławeczki na których można usiąść. Na nasze szczęście ognisko się już paliło, więc nie musieliśmy go rozpalać. Położyliśmy na rożnie nasze kiełbasy, a w międzyczasie daliśmy dzieciom kaszkę jaglaną z musami owocowymi.
Po zaspokojeniu pierwszego głodu chłopaki rzucili się na borówkową polanę. My w tym czasie mieliśmy chwilę, aby się zrelaksować. Ciężko było nam wracać, tak nam wszystkim było dobrze.
Staś powiedział, że chce tu jeszcze kiedyś przyjechać i spać w chacie. Pewnie kiedyś przyjedziemy tu na nocleg. Na razie jednak musieliśmy zejść na dół. Po około godzinie dotarliśmy do auta. Chłopcy brudni od borówek, ale szczęśliwi. Nam również bardzo się podobało